Nauczeni poprzednimi kłopotami, tym razem do dołączania nowego samczyka do stada podeszliśmy na spokojnie.
Z naszymi samicami mieszkały 2 młode, których płci nie byliśmy pewni. Przez pierwsze 2 miesiące młode powinny być z matką, potem należy oddzielić je wg płci, by uniknąć kolejnego miotu. Mniej-więcej zbiega się to z momentem, kiedy młode tracą szarą sierść - choć nasze małe nadal mają trochę "dziecinnego" futerka. Ustaliliśmy, że mamy chłopca i dziewczynkę.
Maleństwa do tej porty nazywaliśmy zbiorczo Szkrabkami, ale od rozpoznania zmieniliśmy na Szkrabkini i Szkrabeusza :D
Z dziewczynką nie było problemu, została z mamą. Chłopcu natomiast wydzieliliśmy kawałek wybiegu samczyków, oddzieliliśmy kratką, wstawiliśmy mu kołowrotek (dysk), miskę, poidełko, mostek i daliśmy bandamkę jako hamak. Wszystkie rzeczy były wcześniej na wybiegu chłopców, więc były przesiąknięte ich zapachem.
Szkrabeusz był zestresowany zmianą i brakiem towarzystwa, bardzo lgnął do samczyków ilekroć któryś pojawił się przy kratce. Myszy wykazywały przyjazne zainteresowania, nie widziałam aby się próbowały gryźć albo drapać. Myślę, że dużo ułatwiło to, że tym razem nie był to zupełnie obcy samczyk, tylko sąsiad z piętra wyżej (piętra wybiegu) - zapachy domu, właściciele - to wszystko zostało takie same. Dodatkowo, jeden z samców jest ojcem Szkrabeusza i przez chwile mieszkali razem - jednak wątpię, by to miało jakieś znaczenie po takim czasie.
Po tygodniu, wypuściłam myszy aby razem pobiegały po biurku. Najpierw wypuściłam Weterana - łagodniejszego, bardziej uległego samca i Szkrabka razem. Obie myszy dostały od razu po chrupku w zęby, na wypadek jakby się chciały gryźć. Nie chciały.
Jak już się upewniliśmy, że myszy nie mają zamiaru robić sobie krzywdy (biegały po biurku i zwiedzały zakamarki), dołączyłam Syriusza. Syriusz ma już na koncie atak na inną mysz (Weteran jest zupełnie zagojony), więc byłam szczególnie ostrożna. Również dostał chrupka w zęby, by nie mógł od razu rzucać się na Szkrabeusza. Młody nie bardzo przejął się moimi staraniami, ponieważ od razu próbował zabrać Syriuszowi chrupka z pyska.
Obserwowaliśmy myszy przez jakiś czas, ale zachowywały się normalnie: obwąchiwały się, wspinały, gryzły długopisy, zajmowały podkładkę pod mysz. Kiedy kolczaki były na biurku, wyjęliśmy przegrodę z wybiegu dla samców. Pierwszego wsadziliśmy Szkrabeusza, aby mógł się zapoznać z większym terenem. Po ok. 10 min dołączył do niego Weteran. Przez chwilę było spokojnie, ale szybko Szkrabek próbował zdominować Weterana, wiec zaczęły się gonitwy. Znowu odczekaliśmy 10-15 min, nim dołączyliśmy Syriusza. Przez kolejne pół godziny sprawdzaliśmy, jak bardzo myszy się ganiają i czy nie są zbyt agresywne. Tym razem obyło się bez rozlewu krwi, przez kolejny dzień jeszcze kilka razy dochodziło do starć, ale wszystkie kolce i ogonki są na miejscu.
Samczyki śpią razem, Weteran się zrobił trochę nieufny (chyba spadł w hierarchii do nr 3), Szkrabka nadal trzeba przekonywać do wyjścia z klatki. Syriusz jest fantastyczny, nie gryzie, sam wychodzi, sam umie wrócić do klatki - no małe mysie cudo. A jak do nas przyjechał to wszystko i wszystkich gryzł, miał też dryg do teleportacji i ucieczek. Cieszę się, że trochę bardziej nam ufa :)